londonblogger

Ten Years an Immigrant

A decade.

A foreigner, an outsider. Words that somehow became dirty, unwanted, undesirable. What once was seen as the act of bravery and full of sacrifices is now criticised for desperation. People in power seem to forget that behind immigration there are millions of stories of hope, dreams of better futures.

Obcokrajowiec. Słowo, które ostatnio utożsamiane jest z czymś niepożądanym. Akt niegdyś widziany jako pełen odwagi i poświęcenia jest obecnie krytykowany jako desperacki. Ludzie u władzy wydają się zapominać, że za imigracją stoją miliony osobistych historii pełnych nadziei i marzeń o lepszej przyszłości.

IMG_8472.jpeg

You will never quite understand an immigrant if you haven’t experienced it for yourself. If you’ve never made a decision to buy a one way ticket and step a foot in a foreign land not knowing when you will you see your country again. If you’ve never tried to make a new home for yourself, never felt a certain kind of loneliness and nostalgia that surrounds you unexpectedly if you find yourself less busy and have time to think.

Nigdy do końca nie zrozumiesz imigranta, jeśli nie doświadczysz podobnej sytuacji na własnej skórze. Jeśli choć raz nie kupisz biletu w jedną stronę nie wiedząc, kiedy ponownie zawitasz we własnym kraju. Jeśli nigdy nie spróbujesz od nowa znaleźć miejsca, który nazwiesz domem; nigdy nie poczujesz pewnej mieszanki samotności i nostalgii, gdy niespodziewanie znajdziesz wolną chwilę i posłuchać własnych myśli.

IMG_9432.jpeg
IMG_9418.jpeg

I’ve been an immigrant for over ten years and yesterday marked ten years exactly of me being an immigrant in London. Ten years since I’ve packed a suitcase and arrived in the country that I now know is very different to what I once imagined it to be. Ten years full of joys and hardships that I will never regret because they made me more resilient and taught me about who I am and who I want to be.

Jestem na emigracji od ponad dziesięciu lat, wczoraj stuknęła mi dokładnie dekada bycia imigrantem w Londynie. Dziesięć lat, od kiedy spakowałam walizkę i przyjechałam do kraju, który dziś wiem, jak inny jest od tego, co sobie wyobrażałam. Dziesięć lat sukcesów i porażek, których nie żałuję, bo sprawiły, że jestem odporna i nauczyły mnie tego, kim jestem i kim chcę być.

IMG_9695.jpeg
IMG_9692.jpeg

That’s what immigration stories are: stories of determination, perserverence and strength. Stories of surprising friendships and lonely heartbreaks. Stories of discovery and of loss. Stories of injustice and racism, so painfully seen in the spotlight again in recent years. But mainly stories of hope and I think that’s the biggest (if sometimes hidden) beauty of it.

So cheers to ten years for me. Let’s see where another decade takes me.

Thanks for stopping by.

An Immigrant, Anna. xox


Takie właśnie są historie imigracyjne: to opowieści o determinacji, wytrwałości i sile. To opowieści o nieoczekiwanych przyjaźniach i złamanych sercach. Opowieści o odkryciach i stratach, niesprawiedliwości i rasizmie, boleśnie wychodzących na światło dzienne po raz kolejny w ostatnich latach. Ale przede wszystkim są to historie o nadziei i to chyba najpiękniejsza (nawet jeśli często głęboko ukryta) strona emigracji.

Dzisiaj wznoszę dla siebie toast za te dziesięć lat. I czekam na odkrycie tego, co skrywa kolejna dekada.

Dzięki za bycie tu ze mną.

Imigrantka, Anna

IMG_2619.jpeg

The contents of this post belong to me unless stated otherwise, they may not be used for commercial purposes without my consent. If re-posted, please credit me. For more info please check my disclosure agreement page.

Zawartość posta należy do mnie jeśli nie określono inaczej i nie może być używana w celach komercyjnych bez mojej zgody. W przypadku udostępnienia któregokolwiek z elementów proszę o oznaczenie mnie jako twórcy. Więcej na stronie mojej umowy o ujawnieniu informacji.

Kafi Cafe

New Kid on the Block

Kafi Cafe is one of the latest additions to the London coffee playground. Located in the heart of Fitzrovia, it promises to deliver the best cup of coffee - so when they invited me to try it for myself, I gave them a quick scan online to check what they’re all about - and I got curious. Not just because I love coffee, although it’s a plus, but because of the mission Kafi has put itself forward for: a vision of creating a sustainable coffee cup.

Kafi Cafe jest jednym z nowych dodatków do londyńskiej sceny kawiarnianej. Położona w sercu Fitzrovii, obiecuje przyrządzić najlepszej jakości kawę - kiedy więc zaproszono mnie, aby jej spróbować, szybko ich sprawdziłam i zaciekawiło mnie to, co znalazłam. Nie tylko dlatego, że jestem miłośnikiem kawy (chociaż to pomaga), ale głównie ze względu na to, jaką misję wyznaczyła sobie Kafi: stworzenie kawy o całkowicie zrownoważonej produkcji (tzw. sustainable).

Kafi Cafe is located at 20 Cleveland Street in Fitzrovia.

Kafi Cafe is located at 20 Cleveland Street in Fitzrovia.

public.jpeg

In the world that’s in an ecological crisis, where lots of companies seems to be playing a weird game of not-quite-recycling and sort-of-sustainability, it’s a bold claim from Kafi, but a hopeful one. Global coffee trade is still far from being sustainable, with non-biodegradable waste, mass deforestation to make way for coffee farming and harmful greenhouse emissions caused by improper disposal of grounds to name a few. Biggest coffee chains are trying to take small steps in order to make improvements, however we need more drastic action, especially that there isn’t enough transparency regarding the processes taken. Up-selling reusable cups is great, but things like replacing plastic straws with the paper ones (which apparently aren’t quite as recyclable as promised) just doesn’t cut it. It also makes consumers more suspicious as they don’t know what to believe anymore. And more importantly, what is worth paying for and whether it actually supports the right cause.

W czasie, kiedy świat jest w stanie kryzysu ekonomicznego, gdzie wiele firm nadal bawi się w niby-recycling i pseudo-równowagę, to odważna decyzja ze strony Kafi, ale i dająca nadzieję na to, że jak się chce, to można. Światowy handel kawą nie jest nawet bliski zrównoważonej produkcji: niebiodegradowalne odpady, masowe wycinanie drzew zastąpionych polami do uprawy ziaren, szkodliwe substancje wydzielające sie z kawowych fusów, jeśli nie pozbywa się ich we właściwy sposób - to tylko kilka przykładów. Wielkie korporacje poczynają drobne kroki w kierunku zmian, ale to nie wystarcza. Potrzeba bardziej drastycznych decyzji, a takze ujawnienia przez firmy dokładnych informacji dotyczących produkcji. Zmiana słomek z plastikowych na papierowe (które notabene nie nadają się do prawidłowego recyclingu) nie wystarczy. Takie hybione zabiegi sprawiają też, że konsumenci stają się coraz bardziej podejrzliwi i nie wiedzą w co wierzyć. A także, co ważne, w co warto inwestować pieniądze i czy wspiera to właściwe działania.

public.jpeg
public.jpeg

Kafi creators source their coffee beans from different countries of origin, they understand their supply chain and traceability of the raw ingredients for sustainable sourcing model and to ensure that it’s fair every step of the way. But their commitment goes beyond that. They encourage you to bring your recyclable cup or get one on site (they’ve partnered with KeepCup for a Kafi branded one! Plus you get a free coffee with your purchase. Win-win!), but in case you forget yours, their take away cups and lids can be recycled and composted. They get their milk delivered in glass bottles that can be returned to their supplier after use, they also use recycled glass to make their water glasses and even the lamp features! They even decided to use reclaimed wood to build their bar and furniture by working with Wood Recycling Center. All this information you can find in their handy newsletter on your table in case you would like to know more, printed on recycled paper, of course.

Kafi pozyskuje swoje ziarna z różnych krajów ich pochodzenia, znają detale całego procesu ich dostawy, identyfikowalności surowców w modelu zrównoważonego pozyskiwania i zapewnienia, że produkcja jest sprawiedliwa na każdym etapie. Ich zaangażowanie idzie jednak o krok dalej. Zachęcają do zabrania ze sobą kubka nadającego się do recyklingu lub zdobycia go na miejscu (nawiązali współpracę z firma KeepCup w celu uzyskania kubka oznaczonego logo Kafi! Plus otrzymujesz bezpłatną kawę przy zakupie jednego z nich!), Jeśli natomiast zapomnisz przenieść swój własny, ich papierowe kubki i pokrywki przeznaczone do kawy na wynos można poddać recyklingowi i kompostować. Kafi otrzymuje dostawy mleka w szklanych butelkach, które po użyciu zostają zwrócone do dostawcy, używają również szkła z odzysku do produkcji szklanek, a nawet lampionow i dekoracji! Postanowili takze wykorzystać odzyskane drewno do budowy swojego baru i mebli, współpracując z Wood Recycling Center. Wszystkie te informacje można znaleźć w podręcznym biuletynie przy stoliku. Wydrukowanym na papierze z odzysku, oczywiście.

Kafi Cafe newsletter.

Kafi Cafe newsletter.

Last Friday afternoon, when the weather was playing tricks with us Londoners by delivering showers intertwined with some shy rays of sunshine, I jumped into Kafi for a quick pick-me-up. The lovely girl behind the bar was happy to explain to me different coffee beans and discuss which methods are used for them and why, she has also encouraged me to check the newsletter. The coffee was delicious, I opted for a flat white which was equally as picturesque as it was tasty. They also have a wide selection of responsibly sourced teas and wellness lattes. It’s worth noting that Kafi is a coffee bar, not a shop. If you are looking for a quality-oriented boutique place where you can grab your caffeine fix in peace, it’s a spot for you. If on the other hand what you’re looking for is a quick “any coffee please” style and a panini or a cake, I would head elsewhere.

W ubiegly piątek po południu, kiedy londyńska pogoda dostarczała nam prysznice przeplatane z nieśmiałymi promieniami słońca, wpadłam do Kafi po dawkę kofeiny. Miła dziewczyna za barem chętnie omówiła ze mną różnego pochodzenia ziarna kawy oraz jakie metody parzenia są dla nich najlepsze, zachęciła mnie również do zapoznania się z biuletynem. Smak kawy był doskonały, wybrałam flat white, która była równie malownicza, co smaczna. Kafi oferuje także szeroki wybór herbat i tzw. wellness lattes typu matcha czy kurkuma. Warto zauważyć, że Kafi to coffee bar, a nie typowa kawiarnia. Jeśli szukasz miejsca stawiającego na jakość, w którym możesz spokojnie skupić się na ksiazce, jest to miejsce dla Ciebie. Jeśli natomiast chcesz wpaść na szybką kawę w stylu „jakakolwiek poproszę”, a do tego panini lub ciastka, udałbym się gdzie indziej.


Thank you for taking time to read my blog!

For more info about Kafi Cafe visit their website by clicking HERE.

Anna X

Dzięki za odwiedziny i czytanie mojego bloga!

Po więcej informacji o Kafi Cafe odwiedź ich stronę - KLIKNIJ TUTAJ.

Anna

public.jpeg
public.jpeg
public.jpeg
public.jpeg
public.jpeg
public.jpeg
public.jpeg
public.jpeg

This visit was a complimentary experience, which means I was offered to participate in it free of charge. The contents of this post belong to me unless stated otherwise, they may not be used for commercial purposes without my consent. If reposted, please credit me. For more info please check my disclosure agreement page.

Moja wizyta odbyła się w ramach bezpłatnego uczestnictwa oznaczającego, że zaproponowano mi skorzystanie z konkretnych usług bez ponoszenia kosztów. Zawartość posta należy do mnie jeśli nie określono inaczej i nie może być używana w celach komercyjnych bez mojej zgody. W przypadku udostępnienia któregokolwiek z elementów proszę o oznaczenie mnie jako twórcy. Więcej na stronie mojej umowy o ujawnieniu informacji.

World Theatre Day

The Show Must Go On

As an actor you often get asked this question (and no, not that ‘have you been in anything I have seen?’ question this time!) - it’s a question about whether you prefer performing for screen or theatre. Personally I simply can’t answer that. I love acting as a profession, in any style, any form, I knew I wanted to be a part of this world for as long as I can remember - and I enjoy every minute of it, wherever I get to do it. For me, the main difference is about the style of work. With filming, it’s interesting to see the final product at the end of the process, as you hardly ever film scenes in order they are shown on screen. You need to develop a way of bringing the right amount of energy that a scene requires, even if you were to film a final battle on your first day on set. It is a fantastic and crazy adventure… With a lot of waiting. And I mean, A LOT!

Today, however, let me tell you a few words about theatre.

Będąc aktorem bardzo często słyszysz pewne pytanie (i nie, tym razem nie mam na myśli: “mogłam cię w czymś widzieć w telewizji?”) - a mianowicie: wolisz teatr czy kamerę? Jeśli o mnie chodzi, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Aktorstwo jest moją pasja bez względu na to, gdzie mam szansę ją rozwijać. Dla mnie różnica pomiędzy sceną i pracą na planie jest przede wszystkim w sposobie tworzenia, rzadko kiedy możemy zobaczyć finałowy produkt przy pracy z kamerą, większość scen kręconych jest w pomieszanej kolejności. Musimy sami wypracować swój sposób na wniesienie do sceny właściwej dawki emocji, nawet jeśli nagrywamy scene finałowej bitwy pierwszego dnia pracy. Plus, będąc na planie najwiecej czasu zajmuje czekanie, dni zdjęciowe niejednokrotnie trwają od świtu do późnych godzin nocnych.

Praca z kamerą jest wspaniała, dzisiaj jednak chciałabym napisać kilka słów o tym, czym jest dla mnie teatr.


My mom’s stage debut as Anne of Green Gables - photo: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

My mom’s stage debut as Anne of Green Gables - photo: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Photography: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Photography: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Anne of Green Gables - photo: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Anne of Green Gables - photo: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny


With both of my parents being actors, my twin sister and I grew up in the theatre environment, with a lot of cherished memories of velvet costumes, magical looking props and playing hide and seek between the audience seats during rehearsals. Theatre was home, but it was also this weird place where my family came to tell stories to grown up children, whispering lines like some spells that turned them into different people. We watched actors from the wings during their shows that that lines from at some point we got to know by heart. We played in their dressing rooms, being told off for smearing lipstics on the mirrors like crayons.

The World Theatre Day was a celebration. My parents’ theatre hosted an awards ceremony that summed up the artists’ work in the past year. The whole city had a chance to vote for the Best Actress and Actor categories. There were uncountable bouquets of flowers and a strong smell of cologne, ties and evening gowns, awards too heavy for children’s hands to hold easily.

Mając obu rodziców aktorów, razem z moją bliźniaczą siostrą wychowałyśmy się w teatrze, gromadząc masę wspomnień o aksamitnych kostiumach, magicznie wyglądających rekwizytach i grze w chowanego pomiędzy siedzeniami pustej widowni w trakcie prób. Teatr był jak dom, będąc jednoczesnie tym dziwnym miejscem, gdzie rodzice przychodzili opowiadać rozmaite historie dorosłym dzieciom, szepcząc po korytarzach kwestie niczym zaklęcia przemieniające ich w jakąś postać. My natomiast oglądałyśmy aktorów zza kulis, po jakimś czasie znając ich monologi na pamięć, lub bawiłyśmy się w ich garderobach, używając szminek niczym kredek na rozświetlonych lustrach.

Światowy Dzień Teatru był świętem. Teatr moich rodziców organizował coroczne rozdanie nagród podsumowujących ubiegły sezon, całe miasto mogło głosować na najlepsze ich zdaniem role. Pamiętam niezliczone bukiety kwiatów i mocny zapach wody kolońskiej, krawaty i wieczorowe suknie. Nagrody zbyt ciężkie, aby z lekkością mogły je unieść dziecięce rączki.

Photo: Teatr Jaracza w Olsztynie / Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Photo: Teatr Jaracza w Olsztynie / Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny


My relationship with my now late father was complicated to say the least, so for now, I will talk about my mom. She’s always been and still is my biggest inspiration, both on and off stage. She is the main reason why I wanted to become an actor. I remember watching her transform herself with wigs and make up into these unusual characters that weren’t her, and yet we always knew it was just make-believe - and I thought, I will do the same one day. In my head, there wasn’t any other option, maybe because I’ve been used to theatre being a normal part of everyday life, it didn’t feel like an unusual job even when other kids at school asked about it with curiosity.

My mother. Still to this day I think she has superpowers. She’s the strongest and most talented woman I know. She’s been through hell and back and yet, you can hardly ever spot her without a smile on her face. For me, she personifies theatre. She raised my sister Maria and myself all on her own, juggling housework and rehearsals. She would kiss our noses in the wings when exiting the stage, breaking character as soon as she saw us, she couldn’t help it. She would allow us to try on her wigs, draw pictures with her eyeshadows and play on stage after the shows were over so we could perform to an empty audience. She has made life look easy, both on and off stage, which I know now was her own game of make-believe. She wanted her daughters to think she is invincible for as long as possible - and we did believe her.

I’ve always loved watching her rehearsing, sitting at home with a cup of black coffee, a new script and highlighter, asking us to take turns in reading lines with her. And singing, which to this day she does all the time (I’m not exaggerating!), most often without realizing she’s doing it. I have been and still am extremely proud watching her act, with the same feeling I’ve had as a little girl - wanting everybody to know that person is my mom. The Wonder Woman.

Ponieważ moja relacja z nieżyjącym już ojcem nie należała do najłatwiejszych, skupię się więc dzisiaj na mojej mamie. Od zawsze była i nadal jest moją najwiekszą inspiracją, zarówno na scenie jak i poza nią. Obserwowanie jej pracy jest głównym powodem, dla którego poszłam w jej ślady i zostałam aktorką. Nadal mam w głowie obrazy, kiedy to przemieniała sie przy pomocy peruk i makijażu w kogoś zupełnie innego - my natomiast zawsze wiedziałyśmy, że to tylko iluzja, której dawałyśmy się nabierać. Już wtedy czułam, że aktorstwo jest zawodem, który będę wykonywać, kiedy dorosnę - może dlatego, że kiedy byłam mała, inne profesje jakby nie istniały? Aktorstwo było czymś naturalnym, codziennym - nawet wtedy, kiedy inne dzieci w szkole z ciekawością dopytywały się nas o szczegóły zza kulis.

Do dzisiaj uważam, że moja mama na supermoce. Jest najsilniejszą i najbardziej utalentowaną osobą, jaką znam. Nie miała łatwo w życiu, a pomimo tego rzadko można ją zobaczyć bez wielkiego uśmiechu na twarzy. Dla mnie mama jest teatrem. Wychowala mnie i moją siostrę Marie sama, żonglując prace domowe i teatralne. Zbiegając ze sceny w kulisy wychodziła z bycia postacią, żeby w przelocie całować nasze nosy. Pozwalała nam przymierzać peruki, używać cieni do powiek i konturówek zamiast pasteli i ołówków. Zabierała nas na scenę po spektaklach, gdzie odgrywaliśmy scenki przed pustą widownią. Sprawiała, że w naszych oczach życie wyglądało na proste i wesołe, chociaż wiem, że była to jej własna gra w iluzję, w która chciała, żebyśmy wierzyły tak długo, jak sie dało.

Lubiłam podpatrywać, jak probowała swoje kwestie w domu, siedząc z kubkiem czarnej kawy i zakreślaczem, co jakiś czas prosząc którąś z nas o przepytanie jej z tekstu. Lubiłam też słuchać, jak śpiewa, co do dziś robi non stop, najczęściej bezwiednie (nie zmyślam!). Wciąż jestem, tak samo jak przed laty, niezwykle dumna oglądając ją w przedstawieniach, z tą samą wewnętrzną, dziecięcą chęcią powiedzenia wszystkim, że ta Wonder Woman na scenie to moja mama.

Mother just doing her thang! Photo: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Mother just doing her thang! Photo: Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny


Photo: Teatr Jaracza w Olsztynie / Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Photo: Teatr Jaracza w Olsztynie / Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Photo: Teatr Jaracza w Olsztynie / Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny

Photo: Teatr Jaracza w Olsztynie / Polish Theatre Institute / Instytut Teatralny


This year - on this special for all actors day - I feel a little more proud of myself. Last year, I produced and acted in an English translation of a Polish play called “Balladina” - portraying the title role just like my mom did when I was four. It was my little thank you towards her, even if an absolutely nerve-wracking experience having her in the audience watching it! But I made it, with a help of a wonderful director and a dream of a cast, I created a little piece of theatre. I can’t wait to do this production again, setting myself more acting goals for upcoming months. Because that’s what this profession is - you never stop learning, growing, changing, even between jobs. The world is your stage if you are brave, passionate and determined enough to enter it - whatever your dream is, really. And acting is tough, don’t get me wrong. It requires a decent amount of mental strenght to deal with a lot of rejection and criticism, being out of work (beating yourself up thinking you’re not good enough) - but it’s all worth it when you have a chance of doing what you love.

The first thing my mom, my twin and I did this morning? Exchanged messages wishing each other a happy World Theatre Day - and I know we will continue to do so forever. Today, I’m sending love to all theatre lovers, not only actors, directors, technicians, designers, engineers… But to the theatregoers too. Without you, there is no theatre - and believe me, nothing can replace the presence of a live audience and sharing a story together. For that is a true magic of theatre.

Dzisiaj, w Dniu Teatru, jestem nieco bardziej z siebie dumna. W ubiegłym roku wyprodukowałam w Londynie naszą polską “Balladynę” Słowackiego, po angielsku - grając główna postać tak samo, jak mama, kiedy ja miałam cztery lata. Było to po części moje podziękowanie za jej inspirację, chociaż muszę przyznać, że miałam sporo stresu wiedząc, że moja rodzina siedzi na widowni! Niemniej jednak, wraz z pomocą wspaniałej reżyserki i obsady, stworzyłam coś swojego, moją mała cząstkę teatru. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu zagramy “Balladynę”, wyznaczam też sobie kolejne aktorskie cele na najbliższy rok. Taki już jest ten zawód, nigdy nie przestajesz sie rozwijać, uczyć czegoś nowego, nawet kiedy masz przestój w pracy. To taki kreatywny świat, który jest twoją sceną, jeśli masz wystarczająco dużo odwagi, pasji i determinacji, żeby na niej stanąć - co w sumie przełożyć można na każda inną profesję. I nie zrozumcie mnie źle - aktorstwo nie jest usłaną różami ścieżką, wymaga dużo siły psychicznej, aby radzić sobie z odmową i krytyką, z okresami bez pracy (kiedy zaczynasz wmawiać sobie, że się do tego nie nadajesz) - ale jest tego wszystkiego warte, kiedy masz szansę robić to, co kochasz.

Pierwsza rzecz, jaką zrobiłyśmy dzisiaj rano z mamą i siostrą? Złożyłyśmy sobie, jak co roku, życzenia z okazji Dnia Teatru - i wiem, że tak już zostanie! Na koniec chciałabym zatem życzyć i Wam wszystkiego najlepszego w tym dniu - nie tylko aktorom, reżyserom, ludziom teatru, ale i wszystkim tym, którzy chodzą na przedstawienia. Bez widowni nie ma teatru - i możecie mi wierzyć, nic nie jest w stanie zastąpić obecności żywej widowni i poczucia wspólnego przeżywania jakiejś opowieści. To jest prawdziwa magia teatru.

Passing Stranger Theatre - the cast of “Balladina”

Passing Stranger Theatre - the cast of “Balladina”

Sarah Spratley as Goplana, Linus Karp as Sparkfire. Photo: Sebastian Lizon

Sarah Spratley as Goplana, Linus Karp as Sparkfire. Photo: Sebastian Lizon

George Hoey as Kirkor, Peter Martin as Hermit/King Pipiel III. Photo: Sebastian Lizon

George Hoey as Kirkor, Peter Martin as Hermit/King Pipiel III. Photo: Sebastian Lizon

Emmy Happisburgh as Mother, George Hoey as Kirkor. Photo: Sebastian Lizon

Emmy Happisburgh as Mother, George Hoey as Kirkor. Photo: Sebastian Lizon

Anelie Rose as Alina, myself as Balladina. Photo: Sebastian Lizon

Anelie Rose as Alina, myself as Balladina. Photo: Sebastian Lizon

Amelie Rose as Alina, myself as Balladina. Photo: Sebastian Lizon

Amelie Rose as Alina, myself as Balladina. Photo: Sebastian Lizon

Daniel McCaully as Von Kostrin. Photo: Sebastian Lizon

Daniel McCaully as Von Kostrin. Photo: Sebastian Lizon

Sarah Spratley as Goplana, Linus Karp as Sparkfire, Joseph Prestwich as Hornbeam. Photo: Sebastian Lizon

Sarah Spratley as Goplana, Linus Karp as Sparkfire, Joseph Prestwich as Hornbeam. Photo: Sebastian Lizon

Sarah spratley as Goplana, Greta Cepaite as Impling, Linus Karp as Sparkfire. Photo: Sebastian Lizon

Sarah spratley as Goplana, Greta Cepaite as Impling, Linus Karp as Sparkfire. Photo: Sebastian Lizon


Photography: Production photos: Polish Theatre Institute. ‘Balladina’ by Sebastian Lizon. The contents of this post belong to me, they may not be used for commercial purposes without my consent. If reposted, please credit me and the photographer. Zdjęcia: “Balladyna” - Sebastian Lizoń. Zdjęcia z przedstawień: Polski Instytut Teatralny. Zawartość posta należy do mnie i nie może być używana w celach komercyjnych bez mojej zgody. W przypadku udostępnienia któregokolwiek z elementów proszę o oznaczenie mnie jako twórcy.